środa, 23 stycznia 2013

Leech - If we get there one day, would you please open the gates? (2012)

Leech - If we get there one day, would you please open the gates?

wydawnictwo: wydanie własne, 2012

01. Turbolina [05:25]
02. Echolon [09:07]
03. March of the Megalomaniacs [11:13]
04. Hands Full of Hearts, Heart Full of Stones [11:19]
05. Anthracite [03:02]
06. October [06:24]
07. Gravity Head [08:54]
08. Amazing Hog [10:15]
09. Nearly There [03:42]
10. Endymion [07:40]

skład: Urs Meyer, Marcel Meyer, Serge Olar, Tobias Schläfli, Dave Hofmann, Stefan Hell

gatunek: post-rock, instrumental

Gdyby stworzyć listę odpowiedzi na pytanie: co kojarzy Ci się ze Szwajcarią?, to z pewnością na czołowych pozycjach znalazłyby się Alpy, czekolada, zegarki, franki (ach te kredyty we frankach), scyzoryki i kilka innych charakterystycznych rzeczy. Jednak z pewnością trudno byłoby tam wypatrzeć jakiekolwiek konotacje muzyczne. Do niedawna tak było również ze mną i z moją prywatną listą skojarzeń, ale nieoczekiwanie zmieniło się to za sprawą formacji Leech.

Leech to aktualnie jeden z bardziej rozpoznawalnych, europejskich tworów muzycznych z kategorii post-rock. Choć trzeba przyznać, że budowanie tej pozycji nie przyszło im łatwo. Formacja rozpoczęła swoje działania jako trio jeszcze w 1995 roku. Rok później ukazał się jej debiutancki materiał, po którym pojawiły się kolejne wydawnictwa, w tym split z Long Distance Calling, jednak potrzeba było znacznych ilości czasu, żeby zainteresowanie twórczością Szwajcarów przyjęło satysfakcjonujący poziom. Obecnie zespół tworzy sześciu muzyków, którzy nie boją się eksperymentować z dźwiękiem i wyruszać w kosmicznie muzyczne podróże, czego owocem są udane trasy koncertowe i ostatni, wydany w 2012 roku, album – If we get there one day, would you please open the gates?. To właśnie ten krążek został bardzo ciepło przyjęty przez fanów post-rocka na całym świecie i pozwolił muzykom ze Szwajcarii zademonstrować swój potencjał i udowodnić muzyczną wartość.

If we get there one day, would you please open the gates? to dziesięć kompozycji utrzymanych w klimatach post-rocka z dużą dawką ambientowych szumów i elektronicznych wyziewów. Okładka albumu to rozmazana fotografia przedstawiająca ludzi zmierzających w nieznanym kierunku. Za każdym razem kiedy widzę tę grafikę zastanawiam się, czy przypadkiem wraz z tytułem albumu nie stanowi ona nawiązania do życia jako drogi, choć z pewnością to zbyt daleko posunięta interpretacja.

Muszę przyznać, że słuchanie tej płyty jest jak podróż. Tym razem niekoniecznie jak podróż przez życie, a raczej jak podróż statkiem kosmicznym starej generacji, pełnym światełek, wskaźników, piszczących odgłosów i okien wychodzących na rozmytą, galaktyczną przestrzeń. Dodatkowo odnosi się wrażenie, że cel tej podróży sięga tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek. Album If we get there one day, would you please open the gates? to szereg wielu ciekawych, muzycznych rozwiązań oraz oryginalnych pomysłów. Nie brakuje na nim skocznych momentów (Turbolina), zagadkowych melodii (Echolon, October), magicznego minimalizmu (March of Megalomaniacs), wzniosłych fragmentów (March of Megalomaniacs, Echolon),  a także charakterystycznych przytłaczających, post-rockowych eksplozji (October, Endymion).

If we get there one day, would you please open the gates? to szalenie udane połączenie gitarowego grania z elementami rodem z ambientowych i elektronicznych krain. Z powodzeniem można tu odnaleźć elementy charakterystyczne dla Russian Cricles i God Is An Astronaut wymieszane z najlepszymi wytworami Marka Snowa z motywem przewodnim The X-Files na czele. Album, obok którego trudno jest przejść obojętnie. Zanim jednak wsiądziecie to tego szwajcarskiego statku kosmicznego pamiętajcie, że podróż w nim może okazać się podróżą w jedną stronę.