sobota, 23 listopada 2013

Hacride, Abraham, Tides From Nebula, The Ocean: Progresja (18.11.13)



Po premierze Eternal Movement, czyli trzeciego, długogrającego albumu Tides From Nebula z utęsknieniem wypatrywałem koncertu, na którym będę miał możliwość przetestować na żywo nowy materiał tej formacji. Niestety okazało się, że tym razem Warszawa nie zasłużyła na samodzielny koncert tej grupy. Miałem naprawdę dużo wątpliwości, czy wybierać się na wydarzenie, gdzie oprócz jednego zespołu, który chcę zobaczyć, pojawią się jeszcze trzy inne. Miejsce i data koncertu również nie pozostały bez wpływu na moje obawy. Progresja zawsze zyskuje punkty za klimat, nastrój i masę wspomnień, który stamtąd wyniosłem, ale lokalizacja, długi lineup i poniedziałkowy wieczór niekoniecznie dobrze ze sobą współgrają. Na szczęście wszelkie wątpliwości okazały się bezpodstawne.

Dwie pierwsze formacje: HacrideAbraham zaprezentowały szybkie, intensywne sety z dużą ilością ciężkich rozwiązań. W pamięć z pewnością zapadła gitara prowadząca pierwszego z wymienionych zespołów i specyficzne, krzyczane wokale w drugim, gdzie duży udział w operowaniu głosem miał również perkusista. Nie zdarza się to często, a już zwłaszcza w dokonaniach formacji, w których agresywnie pracuje sekcja rytmiczna. Podczas występów każdej z tych grup sala Progresji dopiero zaczynała się zapełniać, co niewątpliwie świadczyło o tym, że nie byłem jedyną osobą, która wybrała się na podbój Bemowa z myślą o Tides From Nebula. Przyznam, że była to krzepiąca obserwacja.

Warszawa to dla Tides From Nebula muzyczny dom. To także miejsce z którego zaczynali swój podbój serc fanów gitarowego grania i okolica, do której lubią wracać, żeby z tymi fanami spotkać się na scenie i poza nią. Nie pamiętam warszawskiego koncertu tej grupy, na którym nie było solidnego zaplecza sympatyków i przyjaciół zespołu. Tak też było i tym razem. Klub - mimo koncertu na małej scenie - wreszcie zaczął wykorzystywać swoją pojemność. Co ciekawe, tuż po występie Tidesów znacznie się w Progresji przerzedziło. Odegrany na żywo, najnowszy album grupy wypada naprawdę dobrze. Rozwiązania studyjne sprawdziły się również na scenie czarując i hipnotyzując, choć szkoda przede wszystkim, że set był tak krótki i okrojony wyłącznie do nowości, bo szalenie chciałoby się usłyszeć przekrojowy materiał. Taka okazja może pojawić się na wiosnę. Ciekawe było również to, że na scenie nie pojawił się Adam Waleszyński. Nie wiem, czy jakieś informacje mi umknęły, czy nie było żadnego oficjalnego komunikatu. Faktem jest, że podczas tego koncertu zabrakło także jednej wzbijającej się w powietrze gitary. Odniosłem wrażenie, że zastępujący Adama muzyk poza odegraniem swojej roli, raczej starał się nie rzucać w oczy. Może to i lepiej?

Powoli miałem zbierać się do wyjścia, kiedy sprzęt zaczęła ustawiać formacja The Ocean. Ich najnowszą płytę zatytułowaną Pelagial miałem okazję wcześniej przesłuchać i nie wywarła na mnie większego wrażenia, a biorąc pod uwagę późną porę i kilka innych wymówek doszedłem do wniosku, że zwyczajnie nie warto zostawać. Strojenie przebiegło sprawnie, dym oraz światła zaczęły tworzyć ciekawy klimat, w tle zaczęły się wyświetlać wizualizacje, a muzycy przybili sobie piątkę i weszli na scenę. Po raz kolejny miałem okazję przekonać się, jak pięknie można się pomylić. Na żywo The Ocean wypadają naprawdę dobrze, a dorzucając do ciekawej warstwy muzycznej także rewelacyjne wizualizacje, świetne światła i tonę nastroju stwierdzam, że warto było zostać dłużej. Wracając do oprawy wizualnej muszę podkreślić, że był to jeden z najlepiej zrealizowanych materiałów wideo użytych do wsparcia muzyki na żywo jaki miałem okazję zobaczyć. Ogromne ilości wody, morskich żyjątek, części anatomiczne ludzkiego ciała i masa dziwactw przewijała się w sposób idealnie zgrany z dźwiękiem tworząc niezwykłą całość. Jestem niezmiernie zadowolony, że tę całość podejrzeć można w Internecie lub nabyć w formie zgrabnego DVD, bo zapewniam was, że warto poświęcić chwilę na tę produkcję. Mam nadzieję, że nadarzy się jeszcze okazja, żeby zobaczyć The Ocean w akcji w sposób bardziej świadomy tego, czego można się podczas takiego występu spodziewać.

Wszystkie formacje: Hacride, Abraham, Tides From Nebula i The Ocean zaprezentowały się  naprawdę z dobrej strony, pokazały swoje walory i z pewnością zapadły w pamięć. Koncert należy zaliczyć do udanych, kształcących, przełamujących ograniczenia, które sam sobie narzuciłem, chociaż - niestety - nie było to jedno z tych wydarzeń, o których opowiada się wnukom.