poniedziałek, 15 grudnia 2014

podsumowanie wydawnicze (XI: 2014)


Kolejne podsumowanie wydawnicze, to kolejna okazja do muzycznych odkryć. W zestawieniu pojawia się małe uzupełnienie w stosunku do poprzedniego tekstu, a do tego sporo ciekawych nowości z metalowego świata, a także świetne, progresywne Soen i rewelacyjny, nostalgiczny Blueneck.

Życzę miłej lektury i spokojnego nadrabiania zaległości.

(31.10.14) Ordinary Brainwash - #I'mNotAddicted to czwarty i zarazem najbardziej dojrzały album w dokonaniach Rafała Żaka. Ponownie mamy do czynienia z koncept albumem, ale treści zawarte w tej konkretnej opowieści są nie tylko uniwersalne w ujęciu globalnym, ale i bardzo aktualne. Mowa o uzależnieniu od Internetu, mediów społecznościowych i ciągłej potrzebie bycia online. Poważne tematy zostały zgrabnie opakowane w typowe dla Rafała progresywno rockowe rozwiązania muzyczne. Na krążku znajdziemy m.in. delikatne i melancholijne Selfie oraz intensywny #HatersGonnaHate. Ciekawym podsumowaniem płyty jest strona internetowa: getaddicted.blue. Znajdziecie na niej nie tylko możliwość pobrania albumu (via bittorrent lub poprzez popularne hostingi plików), bo innej poza cyfrową wersją album się nie doczeka, ale także przycisk do podstrony umożliwiającej skasowanie swojego konta na facebooku. Kusi?



(03.11.14): Cavalera Conspiracy - Pandemonium. Warto zwrócić uwagę na każde wydawnictwo, w którym swoje paluchy maczają bracia Cavalera, a jeśli pojawia się nowy materiał, który stworzyli razem, to znaczy, że odsłuch takiej płyty, to już nie jest możliwość, a obywatelski obowiązek. Przy okazji Pandemonium nie odkryjemy niczego, co nie pojawiałoby się na poprzednich krążkach Cavalerów, ale to kolejny przykład świetnego, pierwotnego, korzennego grania, w którym muzyczne subtelności schodzą na dalszy plan. Ma być intensywnie i jest intensywnie, ma być głośno i tak właśnie jest. Czego chcieć więcej? Standardowo nie zabrakło też lokalnych naleciałości, które pięknie uwypuklają m.in. utwór Porra.



(03.11.14): Soen - Tellurian. Kiedy w 2012 roku muzycy Soen wydali swój debiutancki album, to w tzw. branży wręcz zaroiło się od porównań ich twórczości do legendarnego Toola. Tymczasem w 2014 roku wciąż nie mamy kolejnego wydawnictwa od Maynarda i spółki, a Soen dopiero odkrywa swój prawdziwy potencjał. Tellurian to piekielnie dobre wydawnictwo, które zwielokrotnia dwa największe atuty grupy - rytmikę i wokal. Mocne i intensywne rozwiązania gładko przechodzą w te delikatne i subtelne, składając się na połamane, indywidualne brzmienie Soen. Ponownie wszelkie porównania są po prostu zbędne.



(06.11.14): Henry David's GUN - By the riverside to krótkie wydawnictwo, które potwierdza ogromny potencjał Henry David's GUN i budzi jeszcze większy apetyt na kolejne skrawki muzycznych emocji dostarczanych przez ten projekt. To także gigantyczne ilości intensywnych wrażeń i świetnego, korzennego, folkowego klimatu wymieszanego z niemałym bagażem życiowych doświadczeń podanych na ciepło, w świetnej oprawie nie tylko muzycznej, wokalnej, czy tekstowej, ale i wizualnej.



(07.11.14): Ghost Brigade - IV - One With The Storm to kolejny krążek w zestawieniu, w którym da się odczuć charakterystyczne brzmienie danego zespołu. Na przestrzeni lat Ghost Brigade udało się wypracować indywidualne, charakterystyczne dla siebie podejście do konstrukcji albumów i poszczególnych kompozycji. Co prawda nie znajdziemy tu utworów pokroju Nihil 22:22, czy My Heart is a Tomb, ale znowu mamy tu pełen przekrój mocnego grania, które sprawnie łączy się z delikatnymi momentami i to bez zbędnego rozmemłania całego wydawnictwa, co stanowi jego niewątpliwą wartość.



(07.11.14): Downfall of Gaia - Aeon Unveils The Thrones Of Decay. W każdym podsumowaniu miesiąca musi pojawić się jakaś mało znana ciekawostka. Wszystko wskazuje na to, że tym razem to zaszczytne miano przypadło składowi Downfall of Gaia. Aeon Unveils The Thrones of Decay to zbiór kilku walcowatych, rozbudowanych kompozycji, w których naprzemiennie pojawia się zagęszczony klimat i wolne przestrzenie. Wszystko utrzymane jest na wysokim, choć niewyróżniającym się poziomie. Na szczęście nie zmienia to faktu, że krążek cieszy ucho, a to jest w tym wszystkim najważniejsze.



(10.11.14): Blueneck - King Nine to jedna z najpiękniejszych płyt tego roku. Do tej pory wydawało mi się, że laur zwycięstwa w kategorii delikatnych melodii przypadnie Her Name Is Calla, ale po tym co zmajstrował Duncan Attwood nabrałem poważnych wątpliwości. King Nine jest kolejnym przebłyskiem geniuszu tego muzyka zaraz po fenomenalnym The Fallen Host. Obok takiego materiał po prostu nie można przejść obojętnie, bo mowa o jednej z tych płyt, która potrafi wstrząsnąć muzyczną duszą. RE-WE-LA-CJA!



(10.11.14): Pink Floyd - The Endless River to wydawnictwo, które ma ogromne znaczenie dla świata muzyki i mojego indywidualnego, muzycznego świata. Jest to pierwszy krążek Floydów od dwudziestu lat, a przy okazji drugi album wydany za mojego życia. Niestety okazuje się, że wydawnictwo składa się nie z utworów, a raczej z momentów. Wycinki ze starych sesji, kilka pomysłów rozciągniętych i rozdmuchanych do miana nowej, cudownej opowieści, to trochę za mało, żeby mnie zachwycić. Czułbym się mniej oszukany otrzymując kolejny remaster lub album the best off, a tak krążek choć jest ciekawy, to raczej odnajduje się w kategorii muzyki tła. The Endless River jednak nie skreślam, bo po cichu liczę, że z czasem jeszcze nabierze wartości. Oby tylko nie za kolejne dwadzieścia lat bezpłytowia.



(17.11.14): Bloodbath - Grand Morbid Funeral. Zawsze sceptycznie podchodzę do projektów określanych mianem supergrup, a tak też zwykło się mówić o Bloodbath. Kiedy chodzi o współprace uznanych muzyków, to jej najczęstszym rezultatem są przeciętne albumy i frajda przede wszystkim dla samych zainteresowanych. Mimo tego, że na Grand Morbid Funeral nie usłyszymy już Akrefeldta, to w dalszym ciągu mowa o naprawdę ciekawym graniu. Krążek jest ciężki, mocarny, przytłaczający i przerażająco gęsty, ale przez to również urokliwy. Dobre granie w starym stylu zawsze godne jest uwagi, choć przyznam, że zdecydowanie wolałem za mikrofonem diabelski głos Opeth sprzed lat niż wokal z Paradise Lost.



To by było na tyle! Kolejne płyty pojawią się w formie podsumowania grudnia, ale na antenie przejdę od razu do podsumowania roku.