niedziela, 8 lutego 2015

podsumowanie wydawnicze (I:2015)


Każdy kolejny rok, to kolejna partia nowych wydawnictw. W związku z tym w I'm Stuck Between nie może obyć się bez podsumowań wydawniczych poszczególnych miesięcy. Poniższy tekst to przegląd najciekawszych krążków, które ujrzały światło dzienne w styczniu tego roku. Ponownie udało mi się uchwycić dość szeroki zakres gatunkowy omówionych propozycji, dlatego każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Zapraszam do lektury i życzę smacznego. 

(06.01.15): Rosetta - Audio​/​Visual Original Score to nie pierwszy romans amerykańskich metalowców z muzyką ambientową, a właśnie z takich dźwięków składa się ten album. Warto przypomnieć krążek The Galilean Satellites, gdzie muzycy Rosetta stworzyli historię rozbitą na dwoje: metalową i ambientową. Puszczając oba krążki równocześnie można było otrzymać pięknie spójną całość. Tym razem jest podobnie z tą drobną różnicą, że metalowa część gdzieś się zapodziała. Audio/Visual Original Score to owoc fascynacji przestrzenią i kosmosem, a przy okazji potrzeba muzycznego oddechu pełnego snujących się dźwięków.



(19.01.15): Marilyn Manson - The Pale Emperor. Wbrew pozorom w świecie muzyki nie ma aż tak wielu niezwykle charakterystycznych postaci. Jednak wśród nich z pewnością znajduje się Marilyn Manson. Muzyk, a w zasadzie jego sceniczne alter ego, w całości składa się z charakterystycznych elementów. Warto wspomnieć o makijażu, pokręconych teledyskach, brzmieniu utworów i tak dalej. The Pale Emperor nie jest tu wyjątkiem. Krążek zawiera sporo dźwięków rodem z albumów, którymi zasłuchiwałem się dekadę temu, gdzie nie brakuje ani energii ani ciekawych rozwiązań, a do tego pojawiły się także bardziej akustyczne kompozycje. Jest też teledysk... brr...



(27.01.15): Toundra - IV. Kolejne wydawnictwo muzyków z Hiszpanii, to kolejna nietypowa dla świata post-rocka produkcja. Toundra ponownie pozwala sobie na swobodne rozpasanie po innych gatunkach, zaciągając do swoich utworów rozwiązanie pozornie nieprzystające do przestrzennego, gitarowego grania. Przy poprzednim wydawnictwie świetnie zaaranżowali smyki, a do bieżącego krążka dorzucili jeszcze dęciaki. Oprócz tego to w dalszym ciągu bardzo sprawnie zrealizowane historie pełne przestrzeni, rewelacyjnej pracy gitar, sekcji rytmicznej...i lisów.



(27.01.15): Periphery - Juggernaut: Alpha/Omega. Zastanawiam się, czy możemy już mówić o trendzie, czy raczej o przypadku. Periphery to kolejny po japońskim Mono zespół, który zdecydował się wydać z tą samą datą dwa albumy o odrębnych tytułach, zamiast po prostu zrealizować dwupłytowe wydawnictwo. W każdym razie mamy dwie płyty: Juggernaut Alpha i Juggernaut Omega. Każdy wytrwały odbiorca będzie w stanie dopatrzeć się różnic pomiędzy nimi, ale ostatecznie trudno mi stwierdzić, czy był to celowy zabieg. Kompozycje upakowane są w ogromne ilości rozwiązań. Na bardzo małej przestrzeni znajdziemy kilka zastosowań dla samego wokalu, nie wspominając o całym instrumentarium. Mimo wszystko nie odnosi się wrażenia, że muzyka jest przekombinowana. Płyt słucha się nieźle, choć nie wydaje mi się, żebym namiętnie do nich wracał.



(30.01.15): Callisto - Secret Youth. Kompletnie nie spodziewałem się tej płyty. Wciąż jestem zasłuchany w poprzednie wydawnictwa Callisto z rewelacyjnym Noir na czele, aż tu nagle okazało się, że nowy krążek już od jakiegoś czasu jest dostępny do odsłuchu. Secret Youth to bardzo ciekawe wydawnictwo chociażby ze względu na warstwę muzyczną. Delikatne partie przeplatają się z mocnymi elementami w odpowiednich proporcjach, żeby zadowolić fanów i jednych i drugi rozwiązań. W poczynania grupy wkradło się też sporo melodii, które szczęśliwie nie zaniżają wartości albumu. Większym problemem jest zdecydowane nadużywanie czystych wokali, które zwyczajnie nie pasują do nastroju, panującego na płycie.



(30.01.15): A Swarm of the Sun - The Rifts. To chyba najciekawsze wydawnictwo w styczniowym podsumowaniu. Długo czekałem na nowy materiał sygnowany mianem A Swarm of the Sun i jestem bardzo zadowolony z tego, co otrzymałem. Zachwyca nie tylko graficzna część wydawnictwa, ale także sama muzyka, w której nie brakuje specyficznego klimatu. The Rifts to mroczna, intensywna historia, w której buzujące emocje przepięknie współgrają z warstwą instrumentalną, która na dodatek potrafi piekielnie zaskoczyć.


To by było na tyle. Ewentualne uzupełnienia pojawią się w kolejnym tekście.